Emocje po pierwszych startach tego sezonu już opadły. Relację z maratonu ( 2:21:48) mogliście przeczytać w poprzednim wpisie, kto nie widział to odsyłam do przeczytania (link pod relacją). Nadszedł czas aby podsumować również kolejny start czyli bieg na 10000m w Goleniowie (31:40).
Mistrzostwa Polski na najdłuższym dystansie odbywającym się na stadionie lekkoatletycznym w tym roku przypadły na 24 kwietnia czyli jedynie 6 dni po maratonie. Nic więc dziwnego, że na start z całej pierwszej 10siatki w maratonie, zdecydowało się tylko 4 zawodników. Obawiałem się tego startu i sam do końca nie wiedziałem co myśleć. Jedni mówili, że tydzień lub dwa po maratonie biega się dobrze, z kolei drudzy wręcz odradzali. Jedno jest pewne, startowanie tuż po maratonie nie jest niczym zdrowym ani tym bardziej dobrym dla naszego organizmu. Jednak, żeby uwierzyć, czasami trzeba przekonać się na własnej skórze. Dlaczego więc zdecydowałem się na start w 6 dzień po maratonie? Po pierwsze główny start tego sezonu miałem już za sobą a był to właśnie maraton na Mistrzostwach Polski więc nie miałem nic do stracenia. Po drugie razem z drużyną Politechniki Opolskiej mieliśmy spore szanse na medal w drużynie.
Na zawody pojechałem z moim podopiecznym z Damianem (PB 31:52) . Dla którego był to pierwszy start tak wysokiej rangi. Nie ukrywam, że stres Damiana trochę i mi się udzielił. Czekanie w hotelu cały dzień na wieczorny start, nie wróżyło niczego dobrego. Zaczynając rozgrzewkę czułem się jak "dętka". Mimo tego nie traciłem nadziei. Wiedziałem, że stać mnie na bieganie w okolicy 30:30, ale trzeba było wziąć pod uwagę zmęczenie z maratonu. Jako, że nadzieja umiera ostatnia, postanowiłem ruszyć odważnie. Zacząłem ze średnią 3:06/km. Co na półmetku dawało wynik 15:31. Już po 3 km miałem dość, myślałem jednak, że kryzys minie. Niestety myliłem się. Po półmetku zaczęła się walka o przetrwanie. Na szczęście w czasie biegu złapałem się Bartka Falkowskiego i Floriana Pyszel, którzy "zacholowali mnie do mety". Wynik 31:40. Gdyby nie oni i motywacja odnośnie drużyny jestem pewien, że tego biegu bym nie skończył. Jak widać, nie zawsze jest kolorowo, ale zawsze trzeba walczyć do końca.
Dzięki temu razem z Damianem Dyduchem ( moim podopiecznym) i Szymonem Dorożyńskim, który nadrobił naszą stratę stanęliśmy na najniższym stopniu podium w rywalizacji drużynowej Mistrzostw Polski. Cel na ten sezon wykonany w 100%. Walczymy dalej.