Ostatnio na portalu bieganie.pl ukazał się wywiad ze mną, w którym podkreśliłem, że mój trening znacząco różni się od powszechnie przyjętego standardu dla biegaczy na poziomie dwóch godzin i 20 minut. W Walencji udało mi się osiągnąć życiowy wynik, pokonując dystans w czasie 2 godzin, 20 minut i 43 sekundy. Uważam, że w porównaniu z innymi biegaczami na moim poziomie, mogę śmiało nazwać siebie ambitnym amatorem. Pomimo poświęconego czasu na aktywność sportową, staram się nie przekraczać 10 godzin tygodniowo, średnia z całego roku to około 7 godzin w tygodniu, co stanowi wyzwanie, biorąc pod uwagę, że bieganie jest moją pasją. Stawiam sobie nawet taki minimalizm, że codziennie muszę przebiec przynajmniej 10 km, co zazwyczaj zajmuje mi od 40 do 50 minut. Dodatkowo, dwa razy w tygodniu stawiam na intensywniejszy trening, który trwa od godziny do półtorej. Jeśli przygotowuję się do maratonu, to w niedzielę moje treningi trwają maksymalnie dwie godziny, po czym zasłużenie odpoczywam przy niedzielnym obiedzie.
Podczas tego wywiadu wspomniałem, że ostatnio zmieniłem swoje podejście do biegania, a dla mnie najważniejsze jest czerpanie radości z tego sportu, nie poświęcając jednocześnie połowy życia na poprawę wyniku o 2-3 minuty. Uważam, że czasami taki niewielki postęp nie zmieni wiele w życiu, natomiast zachowanie chłodnej głowy i czerpanie maksymalnej satysfakcji, nawet poprzez pasję, która wpływa pozytywnie na całą rodzinę i umożliwia wspólne wyjazdy, może przynieść dużo radości i satysfakcji, zarówno pod względem zdrowotnym, rodzinny, jak i biznesowy.
Po opublikowaniu artykułu, pojawiło się wiele komentarzy odnośnie tego, czy moje osiągnięcie kwalifikuje mnie jako amatora czy zawodowca. Osobiście uważam - i to jest moja subiektywna opinia - że amator to osoba, która nie stawia biegania na pierwszym miejscu w swoim życiu, ale integruje swoją pasję z codziennymi obowiązkami. Dlaczego więc nazwałem siebie w tym wywiadzie amatorem? Ponieważ obecnie prowadzę dwie firmy. Jedna z nich nie ma nic wspólnego ze sportem i zajmuje się treningiem biegaczy i płatnerzy, natomiast druga, kamieniarska firma, pochłania mnóstwo mojego czasu i energii, koncentrując się głównie na moim rozwoju zawodowym i biznesowym. Mimo że prowadzę dwie odrębne działalności, staram się być produktywny i skupiać na obu branżach.
W wywiadzie podkreśliłem, że rok ten nie był dla mnie łatwy, głównie ze względu na powiększenie się rodziny o drugą córkę. W związku z tym, że musiałem znaleźć czas zarówno dla swoich podopiecznych, jak i klientów w kamieniarstwie, postanowiłem skupić się na ukończeniu budowy. To stanowiło dodatkowe wyzwanie i sprawiało trudności w utrzymaniu regularności treningów. Nie mogłem pozwolić sobie na wyjazd na obóz czy skorzystanie z innych technik treningowych, więc starałem się wykorzystać każdą wolną chwilę na przygotowania.
Dyskusja pod artykułem dotyczyła granicy między amatorstwem a zawodowstwem - gdzie dokładnie ta granica leży i czy w ogóle można ją wyraźnie wyznaczyć. Chciałbym podać kilka przykładów, które moim zdaniem pokazują różnice. Na przykład, jeśli spojrzymy na to z perspektywy zarobków, to zawodowiec to osoba, która utrzymuje się wyłącznie z biegania. Jednak w dzisiejszych czasach nawet osoba debiutująca w maratonie, która wcześniej nie miała związku z bieganiem, może zarabiać na tym sporcie, biegnąc maraton w czasie 4-5 godzin. Może zostać zauważona przez firmę, która zaproponuje jej wynagrodzenie za relacjonowanie przygotowań do maratonu. To może być influencer lub osoba, która nie jest typowym biegaczem, ale zdołała osiągnąć czas 4 godzin, co stanowi dla niej ogromne wyzwanie. Dzięki temu firma może promować swój produkt. Z kolei profesjonalny biegacz, który osiąga czas dwie godziny lub nieco powyżej na maratonie, może zarabiać na bieganiu poprzez promowanie marek lub zdobywanie nagród na zawodach.
Oczywiście, jeśli spojrzymy na to z perspektywy poziomu sportowego, granica ta może być mniej wyraźna. Na przykład, osoba posiadająca duży talent może trenować jedynie trzy razy w tygodniu, po pół godziny lub maksymalnie godzinę, i nadal uzyskać doskonałe wyniki. Takie osoby, mimo że są typowo amatorami, mogą dzięki swojemu talentowi osiągnąć bardzo dobre czasy, na przykład dwie godziny i 20 minut w maratonie. Z kolei inna osoba, trenująca codziennie przez godzinę lub nawet niecałe dwie godziny, aby osiągnąć wynik trzy godziny i 30 minut w maratonie, poświęca znacznie więcej czasu na treningi i osiąga znacznie gorsze rezultaty.
Czy istnieje gdzieś granica między zawodowcem a amatorem? Mam nadzieję, że wyjaśniłem to w sposób zrozumiały i że to zmieni pogląd wielu osób. Uważam, że każdy powinien sam zdecydować, czy jest amatorem czy zawodowcem, ponieważ to pozwala mu określić swój wkład w dyscyplinę. Dla mnie zawodowiec to osoba, która stawia bieganie na pierwszym miejscu w swoim życiu, z wyjątkiem oczywiście sytuacji rodzinnych, które są ważne dla każdego sportowca, bez względu na poziom sportowy. Natomiast amator traktuje bieganie jako odskocznię od codziennej rutyny.
Chętnie usłyszę wasze opinie na ten temat w komentarzach!